Opis producenta:
Produkt przeznaczony do prania w pralkach automatycznych, półautomatycznych oraz do prania ręcznego bielizny oraz tkanin białych. Polecany dla osób ze schorzeniami skórnymi (alergicznymi). Nie zawiera barwników i posiada zmniejszoną ilość kompozycji zapachowej. Dzięki zawartości naturalnego mydła i aktywnych składników nowej generacji usuwa zabrudzenia już od 30°C, pozostawiając świeży, delikatny zapach. Proszek BIAŁY JELEŃ NIE ZAWIERA FOSFORANÓW, dlatego jest przyjazny dla środowiska. Przebadany dermatologicznie.
Odkąd do oczyszczania twarzy stosuję metodę OCM, potrzebowałam czegoś, co poradzi sobie z tłuszczem lepiej niż orzechy (w których nadal piorę kolorowe ubrania). Mój wybór padł na proszek firmy Biały Jeleń. I choć nie wszystkie ich produkty spełnią moje oczekiwania, to ten proszek sprawdził się naprawdę dobrze. Nie tylko dobrze poradził sobie z dużą ilością tłuszczu na ręczniczkach po OCM, ładnie też odświeżył biel prania i nie pozostawił po sobie zbyt intensywnego zapachu ( o tym, że tego nie lubię pisałam też TU). Proszek ten nie ma też wkurzających niebieskich granulek z barwnikiem, które mają niby poprawiać biel prania. No i co najważniejsze, Biały Jeleń Biel nie zawiera fosforanów (jeśli ktoś nie wie o co chodzi to odsyłam do spotu WWFu)! I jeśli chodzi o codzienne, odświeżające pranie to nadal wybieram orzechy, ale na trudne i tłuste plamy proszek się jednak przyda. I o ile będzie stosowany w rozsądnych dawkach zalecanych przez producenta, nie będzie wielką krzywdą dla środowiska.
7 komentarzy
Lubię produktu Biały Jeleń, jedynie do mydla w płynie mam małe zastrzeżenia, ale obecnie muszę go używać, bo jako jedno z niewielu nie uczula mojego kota. Podobnie jest z praniem, używam do tego celu zelu Biały Jeleń, bo wszystkie chemiczne sklepowe proszki do prania powodują potworną wysypkę u mojego kociaka. Orzechy piorące przyjechały do mnie w tym tygodniu, ale jeszcze ich nie używałam. Za to zrobiłam z nich skoncentrowany płyn do czyszczenia i dzisiejsze porządki odbyły się z jego udziałem. Sprawdził się świetnie
Też mam kota alergika na pokładzie, wiem co to za ból. Nie wiedziałam, że na detergenty też tak silnie reagują. Jak udało Ci się wpaść na to, że to akurat detergenty go uczulają?
Niestety nie tylko detergenty go uczulają, także zboża i ptaki (kurczak, indyk, kaczka). A dowiedzieliśmy się o tym po ponad półrocznym leczeniu okropnych zmian skornych, które za nic nie dawały się wyleczyć. Ale nic dziwnego, skoro nawet karma hypoalergiczna dostarczała alergeny (kurczak w składzie). Wet, która zajmuje się naszym kotem powiedziała nam o mało popularnej metodzie diagnozowania (i leczenia) alergii czyli o biorezonansie. I w ten sposób trafiliśmy aż do Warszawy do świetnej lekarki, która specjalizuje się w dermatologii i alergologii. Biorezonans ma tę zaletę, że można sprawdzić konkretną karmę, proszek czy płyn stosowany przez nas do tej pory. No i wtedy dowiedzieliśmy się, co kociakowi szkodzi, większość stosowanej przez nas chemii gospodarczej poszła do kosza, co pozytywnie odbiło się nie tylko na zdrowiu kotka, ale też i naszym, że o środowisku nie wspomnę 🙂
Też rozważałam biorezonans u Arnolda, na szczęście odstawienie karmy z dodatkiem zbóż przyniosło dużą poprawę. Za to testowałam tą metodę na sobie i mi również bardzo pomogła.
A tak jeszcze z ciekawości, ile Was wyniosło takie badanie?
Badanie kosztuje od 80 do 200 zł, w zależności od ilości badanych próbek. My przebadalismy wszystkie, jakie pani doktor miała plus kilkanaście naszych, później jeszcze wybrała nam karę, która nie uczula i inne preparaty, które możemy stosować, kupiliśmy karę i Kalm Aid na poprawę nastroju i za całość zapłaciliśmy 260 zł. Biorąc pod uwagę, że zanim tam trafiliśmy to u weta bywalismy ze 3 razy w tygodniu, to opłacało się wydać jednorazowo trochę więcej. W listopadzie wybieramy się na odczulanie
Karmę nie karę 🙂