Za mną już drugi dzień eksperymentu Tydzień inny niż wszystkie. Poniedziałek upłynął pod znakiem ograniczania wytwarzanych odpadów. Muszę przyznać, że nie jest to łatwe zadanie. Przedmioty jednorazowego użytku otaczają nas z każdej strony, zużywamy ich ogromne ilości już w zasadzie bezwiednie, nie wiadomo kiedy. Po analizie swojego śmietnika stwierdzam, że zużywam za dużo płatków kosmetycznych, patyczków do uszu i foliowych worków. Chociaż te ostatnie to nawet nie zużywam, co przynoszę do domu w ogromnych ilościach. Choć nie chcę, dostaję je wszędzie. W warzywniaku, w spożywczym, w drogerii, w szmateksie. Wszędzie. I choć zawsze znajdę dla nich jakieś drugie życie (a to worek na śmieci, a to foliowy czepek na pokryte domową maseczką włosy), muszę się jednak bardziej pilnować i zwracać uwagę sprzedawcom, że nie potrzebuję kolejnego plastikowego worka w domu. Co do wacików i patyczków…poranną porcję toniku nawilżającego nauczyłam się nakładać palcami (kluczem jest jednak odpowiednie opakowanie), wieczorny tonik z kwasem to już wyzwanie, trzeba przecież uważać na oczy. Ale dam radę 😀 Patyczki zużywam głównie do czyszczenia uszu (swoich i kocich) i tego chyba nie przeskoczę. Używam ich również do czyszczenia kocich zębów (może zastąpię je szczoteczką dla niemowląt) oraz do poprawiania makijażu, czyli zmywania tuszu z powiek, które sobie zawsze ubrudzę podczas malowania. Z tej ostatniej sytuacji mam dwa wyjścia, albo nauczę się w końcu normalnie malować, albo przestanę w ogóle i te 5 dodatkowych minut poświęcę na sen 😀
Jeśli chodzi natomiast o odpady organiczne, to mam pewien kłopot. Wytwarzam ich całkiem sporo, bo warzywa i owoce stanowią podstawę mojej diety. Nie mam niestety ogródka, więc nie bardzo mam gdzie kompostować. Jest niby balkon, ale z widokiem na bardzo ruchliwą ulicę i niestety uprawa warzyw na tymże balkonie równałaby się z uprawą chemicznej bomby wiecznie pokrytej szarym i gęstym pyłem. Może więc kwiaty? Czemu nie, tylko dlaczego nigdzie nie mogę znaleźć nasion kocimiętki? Kotki miały by trochę radości i komarów mniej by do domu wpadało. Czy nasiona też już muszę kupować w internecie? Muszę to jeszcze przemyśleć, może znajdę zaraz na balkonie jakieś wiadro, trochę ziemi już jest i zaraz będę miała  własny kompost (niemąż się chyba popuka w czoło jak to zobaczy 😀 ). Na razie zakopię herbaciane fusy w doniczce z mięta, która stoi na oknie.
Bardzo spodobał mi się pomysł zbierania paragonów i używania ich jako karteczek np. na listę zakupów. Przygotowałam osobne pudełko (użyłam opakowania po ziołowej herbacie, która się właśnie skończyła), w dwa dni uzbierałam pięć. Ciekawe, ile będzie po tygodniu.

Jeśli chodzi o pakowanie jedzenia na wynos, to już wiele razy wspominałam, że noszę przy sobie filtrującą butelkę na wodę, kubek termiczny i saszetki z herbatą (ekspresową piję jedynie w szkole). Nie kupuję napojów z automatu (są ohydne w smaku i napakowane konserwantami). Jeśli już zdarzy mi się zamówić kawę w kafejce, proszę o nalanie do mojego kubka (głównie dlatego, że jest zamykany co pozwala mi bezkarnie wejść z nim do pracowni komputerowej 😀 ). Owoce wrzucam luzem do torby lub plecaka, myję dopiero w szkole i w związku z tym nie potrzebuję żadnego woreczka. Sałatki pakuję zawsze w taper i zabieram ze sobą widelec (nie znoszę jeść plastikowym, więc dźwigam normalny). Niemąż natomiast pakuje kanapki z chleba w taper, a kanapki z bułek w woreczki. Wniosek nasuwa się sam, od dziś wprowadzam w domu zakaz kupowania bułek 😀 Jeśli chodzi o przynoszenie chleba ze sklepu, to zamierzam uszyć sobie specjalny lniany worek na chleb i prosić w sklepie o pakowanie chleba do tego worka. Jeśli ktoś nie umie szyć, to polecam zajrzeć do aleWorek.

Co jeszcze udało mi się tego dnia osiągnąć? Zrezygnowałam z używania piekarnika i przygotowałam raw deser (co wyjdzie na zdrowie nie tylko planecie, ale również mi). Pokaże go Wam w osobnym wpisie, na razie powiem tylko, że smak przeszedł moje najśmielsze oczekiwania 😀 Przygotowałam domową emulsję do mycia rąk i ciała. Zainspirowałam się przepisem z bloga Lawendowej Farmy, zmieniłam jednak proporcje. Zależało mi na mniejszej ilości mydła i większych właściwościach nawilżających. Emulsji zrobiłam za pierwszym razem niewiele, chciałam sprawdzić jak się sprawdzi. Przelałam ją do nowego, przezroczystego opakowania by zobaczyć jak się zachowa z upływem czasu, czy nie będzie się rozwarstwiać. Bez obaw, opakowanie na pewno zostanie użyte wiele razy.
DOMOWA EMULSJA DO MYCIA
Składniki:
1/2 szklanki naparu lipowo-rumiankowego
3 łyżeczki mydlanych wiórków lub startego naturalnego mydła w kostce
(użyłam wiórków mydlanych kupionych w Lawendowej Farmie)
4 łyżki oleju roślinnego 
(u mnie oliwka dla dzieci Hipp)
2 łyżki wody z kwiatów pomarańczy
łyżeczka gliceryny
łyżeczka miodu
10 kropel olejku pomarańczowego
W szklance zaparzyłam razem rumianek i lipę. Kiedy napar był gotowy i jeszcze ciepły rozpuściłam w nim mydlane wiórki, miód, glicerynę i pozostałe składniki. Przelałam do opakowania z dozownikiem. 
Emulsja jest dość rzadka, jeśli chcemy gęstszą należy dodać więcej mydła. Trzeba tylko pamiętać, że jeśli mydła będzie dużo, emulsja nie będzie już tak dobrze nawilżać. Jeśli używamy emulsji do mycia rąk, nalewamy porcję na suche ręce, chwilę myjemy i spłukujemy wodą. Jeśli używamy pod prysznicem, energicznie wstrząsamy opakowaniem, spieniamy w ten sposób i dopiero spienioną dozujemy na gąbkę, myjkę lub dłoń.

Co do moich dalszych osiągnięć, to umyłam brodzik prysznica wodą z kwaskiem (nic tak dobrze nie domywa ciemnego osadu po domowych miksturach jak kwasek). Nie wypiłam ani jednej kawy (która jest zakazana, ponieważ pochodzi z drugiego końca świata i na jej transport marnuje się duże ilości energii) i obejrzałam w końcu film No Impact Man (inspirujący podobnie jak „Recepta na klęskę”). Odkryłam też, że rybę na kocie śniadanie można rozmrażać w zimnej wodzie. Trwa to trochę dłużej, a głodne koty rzucają ze złości garnkami o ziemię, ale nie trzeba zużywać energii na gotowanie wody w czajniku (można też rybę wyjąć z zamrażalnika poprzedniego wieczoru, ale trzeba o tym najpierw pamiętać). Znalazłam też u Lili Naturalnej fajny sposób na recykling skórek cytrynowych. Zobaczcie:


9 komentarzy

  1. Fajne pomysły. 🙂
    Tylko co to jest ten taper? Mnie bardzo irytuje zużywanie wielgaśnej ilości folii aluminiowej i worków foliowych na kanapki. Niestety w moim domu odpada pojemnik na kanapki, bo mój facet dziennie zabiera takich 10 😀 i co wtedy wymyślić?
    co do kosmetyków – tonik można zawsze rozpylać na twarz takim psikaczem.
    fajny ten pomysł z emulsją, tylko szukam czegoś wegańskiego (miód odpada) i jednocześnie z rzeczy dostępnych w sklepach.

    • "taper" to spolszczone "tupperware", czyli zamykane pudełka. 😉

    • Zielona wśród ludzi Reply

      Myślę, że znajdą się i pojemniki na 10 kanapek. Niemąż zabiera zazwyczaj 6 i mieści się bez problemu w takie pudełko jak widać na zdjęciu.

      Co do emulsji to miód można spokojnie pominąć, dodać więcej olejku lub gliceryny (dostępna w aptekach).

  2. Po piersze: też chcę taką butelkę.
    Po drugie: też mi bez kawy ciężko.
    Po trzecie: waciki można kupić/zrobić wielorazowe i prać w jakimś woreczku, żeby się nie pogubiły. Oczywiście najlepiej byłoby prać bez silnych detergentów.
    Po czwarte: zamiast patyczków można używać wsówki i waty 🙂 Pamiętam ten sposób z dzieciństwa.
    Pozdrawiam!

  3. Zielona wśród ludzi Reply

    Butelkę do końca kwietnia można kupić z 10% rabatem 😀

    Gdzie można kupić wielorazowe waciki? A o tych patyczkach z dzieciństwa nie pomyślałam. Moja mama zawijała watę na zapałki:D

  4. Pomysł z paragonami jest genialny! Jestem maniaczką robienia list, niestety większość z nich ma krótki termin ważności, dlatego od dawna męczą one moje sumienie. Idę znaleźć i zapełnić swoje pudełeczko;)

  5. Ile ciekawych pomysłów wprowadziłaś w życie. Muszę się temu bardziej przyjrzeć.

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.