Nie wiem, czy to moje zmysły są już tak wyostrzone na eko i wege inicjatywy, czy tematy te są już tak popularne, że można je spotkać dosłownie wszędzie. Ja spotkałam nawet na wakacjach:)
Pierwszym punktem naszego dwutygodniowego wakacyjnego wyjazdu był Ostróda Reggae Festiwal. W tym roku odbył się w nowym miejscu. Jednym się to podobało, mi mniej, bo miałam dalej do domu:) Festiwalowicze nie kręcili się po mieście, no i brakowało też atmosfery festiwalowej alejki, która prowadziła do bramy festiwalowej w białych koszarach. Tym niemniej festiwal zyskał sporo przestrzeni więc oferta muzyczna, gastronomiczna i handlowa była bogatsza. Krążąc między pięcioma scenami znalazłam na festiwalu kilka fajnych stoisk. Oprócz dobrze mi już znanego z poprzednich lat baru z yerba mate znalazłam dwa niezależne źródła wegetariańskiego i wegańskiego jedzenia, co mnie niezmiernie ucieszyło, bo przez ostatnie dwie edycje festiwalu nie miałam co jeść. Pierwszego dnia spróbowałam ryżu z warzywami i koftą, która niestety była bardzo słona. Przez następne dwa dni stołowałam się u ekipy prowadzącej Wegetariański Świat w Warszawie. Jakiś czas temu wśród wege blogerów nie mówiło się o tej knajpie zbyt dobrze, więc podeszłam do nich trochę nieufnie, ale na smak falafela serwowanego na festiwalu nie będę narzekać.
Oprócz wege jedzenia, na imprezie pojawił się sklepik z naturalnymi kosmetykami zaopatrzony w olejek arganowy, balsamy z masła shea, produkty firmy Khadi i Born to Bio. Trochę na uboczu, za strefą chilloutu znalazłam stoisko promujące ekobudownictwo. Można było tam obejrzeć panele słoneczne z bliska, można było pogadać z bardzo sympatyczną Moniką (nie, nie ze mną :D ) i dowiedzieć się wszystkiego o domach z gliny. Jak tylko uda mi się zgrać czasowo z Moniką, na pewno usłyszycie o tej inicjatywie nieco więcej:)
Ostróda Regage Festiwal to nie tylko muzyka, picie i jedzenie:D To przede wszystkim ludzie. Bardzo pozytywni, kolorowi i...pomysłowi:) Trzeciego dnia imprezy w okolicach drink baru natknęliśmy się z niemężem na bardzo nietypowy sklepik prowadzony przez dzieci. Za kilka groszy można było nabyć naturalny odświeżacz powietrza o zapachu lasu (szyszkę) lub oryginalną pamiątkę zrobioną z patyczka. Co odważniejsi mogli zaryzykować trzykolorowy tatuaż zaprojektowany przez jedną z dziewczynek. Dziecięcy sprzedawcy byli bardzo przekonujący, w sklepiku zakupiliśmy zapach lasu, a niemąż dał się nawet wytatuować :D. Dochód z działalności miał zostać przeznaczony na protezę łapki dla kręcącego się obok adoptowanego pieska.
No i na koniec najważniejsze, czyli muzyka. Zostawiam Wam relację z doskonałego koncertu Gentelman's Dub Club. Oprócz nich czadu dali też Dub Pistols i oczywiście Radical Guru.
Rzadko się spotyka dzieci zbierające na coś naprawdę pożytecznego, miłe zaskoczenie - w takim wypadku też bym wzięła szyszunię:D
OdpowiedzUsuńPies zza szyby rozumiem sztuczny? :P
Jak najbardziej prawdziwy :)
UsuńPiękne zdjęcia:) Byłam kiedyś na tym festiwalu, w tym roku się nie udało. Ciekawe zakupy, wszystkiego bym spróbowała:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się słów kilku o glinianych domach:)
OdpowiedzUsuńZielona, mogłaś nakupić tych patyków i je w konkursie rozdawać! Ja byłam na festiwalu (w roli niezadowolonej towarzyszki) kilka lat temu i jakaś pamiątka by się przydała :-)
OdpowiedzUsuńDlaczego niezadowolonej?:)
UsuńJa jestem na festiwalu co roku, z tych 13 opuściłam może trzy edycje ( w tym dwie pierwsze) :D
A o patyczkach w tej roli nie pomyślałam:) Ale może to i dobrze, bo bagażu miałam tyle, że TIR by się przydał, a ja musiałam to wszystko na własnych plecach tachać. I jeszcze dwa koty do tego...