Upał za oknem daje się we znaki szczególnie w mieście. Zazdroszczę dziś wszystkim, którzy uciekli nad wodę. 19 lat swojego życia spędziłam na mazurach, w taką pogodę zazwyczaj nie wychodziłam z wody, dziś uwięziona w rozgrzanym Poznaniu cierpię podwójnie. Ratuję się owocowymi sorbetami, zimnymi prysznicami i od dziś chłodzącą mgiełką, której recepturę wymyśliłam rozpływając się dziś w rozgrzanym tramwaju.
Swoją mgiełkę starłam się maksymalnie wzbogacić w substancje nawilżające. W taką pogodę odmawiam stosowania jakichkolwiek balsamów, niestety skóra podrażniona częstą depilacją domaga się o swoje. Ta mgiełka jest idealnym rozwiązaniem, wchłania się bowiem błyskawicznie i nawilża całkiem porządnie. Jeśli nie macie w domu półproduktów kosmetycznych, podstawowy skład mgiełki na pewno również się sprawdzi.
SKŁADNIKI:
100 ml naparu z mięty
20 kropel ulubionego oleju
(u mnie olej z nasion marchwi i z orzechów laskowych)
10 kropel gliceryny (do kupienia w aptece)
opcjonalnie:
20 kropel żelu hialuronowego
10 kropel d-pantelonu
10 kropel ekstraktu antycellulitowego
5 kropel olejku eterycznego z mięty
Do butelki ze spryskiwaczem przelewamy schłodzony napar z mięty, uzupełniamy go wybranymi substancjami pielęgnacyjnym. Mgiełkę rozpylamy na ciało i wsmarowujemy w skórę, wstrząsamy przed użyciem.
Mgiełkę przechowujemy w lodówce, jeśli chcecie jej użyć zaraz po przygotowaniu, włóżcie ją na 5 minut do zamrażalnika. Uczycie chłodzenia gwarantowane :D
Prześlij komentarz